Historia pierwszej uszytej przeze mnie spódniczki zaczęła się od szycia zasłon do pokoju. Od jakiegoś czasu poszukiwałam weluru na kloszowaną spódniczkę i ciemnozielonej tkaniny na zasłony. Weluru, który by mi odpowiadał nie znalazłam, materiał weluropodobny w odpowiednim odcieniu na zasłony owszem.
Po kilku dniach, gdy zasłony zawisły w pokoju, stwierdziłam, że ta tkanina jest idealna również na spódniczkę. Poszłam do Leroy Merlin, by kupić go do uszycia spódniczki i przypadkiem znalazłam w koszu z resztkami materiału odpowiednią jego ilość.
W domu narysowałam szablon i odrysowałam na materiale. Wycięłam i zszyłam. Oto efekt mojego "debiutu" krawieckiego: